START


31 grudnia 2022, 02:20

A w dupie to mam.

121 kg, ledwie co byłam na 113, wystarczył S w wojsku, świętowanie jego powrotu, potem kilka innych "okazji", byle się nawpierdalać, i jest z powrotem 121. dobrze, że nie 128 jak kilka miesięcy temu.

Ale to nic.

Dzisiaj odsłuchałam wywiad z serii "7 metrów pod ziemią", o leczeniu otyłości. jakiś czas temu jadąc samochodem odsłuchałam z tej samej serii wywiad z kobietą, która właśnie odkryła tę cudowną metodę i właśnie przystępuje do leczenia. Efektów jeszcze nie ma ale "na pewno pomoże!"

A chuj!

jasne że pomoże. Jak czujesz, że wydajesz na kurację ponad 1000 miesięcznie to żal ci tej kasy, i samo to jest motywacją żeby nie żreć i ćwiczyć.

Ale ja już raz przeszłam tę trasę. Dojechałam do 83 kg przed koncertem Coldplay. Założyłam spódnicę z czasów liceum, czarną z ćwiekami, i glany, i czułam że rządzę światem.

Uwielbiałam biegać. Biegałam przy -18*C i po kolacji wigilijnej. Przybijałam piątkę z ulubioną latarnią na trasie. Przysypiałam w trakcie biegu. Układałam rymowanki w stylu Homera Simpsona w takt własnego dyszenia : " nie nie mogę... właśnie że możesz... jednak nie mogę... rusz dupę.... ała weź... boli mnie... chuj ci w oko..." i tak przez 5 km. A biegałam 10. Co drugi dzień. A potem ból zęba, cholerny ból zęba przez który nie mogłam biegać, a waga zaczęła samoistnie iść w górę, niezależnie od diety czy rowerka. A ja głupia nie wpadłam na pomysł, żeby się zatrzymać, przemyśleć, poczytać, zapytać kogoś mądrzejszego. Bo przecież sama tu doszłam!

No i sama wróciłam. 10kg więcej niż na starcie. Ciuchy z opisem "chuda Orka" poszły do kartona i na strych. I beczałam, nad fajnymi spodniami w które się wpasowałam. Nad głupią gotycką kiecą, w którą się wcisnęłam na przedstawienie w przedszkolu Nicka grając wróżkę. Założyłam wtedy rajstopy, fajowy top, który nie musiał zahaczać się o tyłek żeby nie zsuwać się z brzucha. Beczałam nad glanami, które terazz wyglądają na mnie beznadziejnie bo nie mogę ich dosznurować. Beczałam nad niebieskimi włosami, które wyglądają teraz tandetnie. Beczałam nad wszystkimi ciemnymi ciuchami, które pasowały jak ulał i naprawdę wyglądałam gotycko, a musiałam przenieść się na styl bibliotekarki, którego kurwa nienawidzę, bluzki w groszki, adidasy albo trampki, każda rzecz w ciągu dnia naciągana po 100 razy na godzinę: gacie i spodnie do góry nad pępek, koszulki i bluzy za tyłek, żeby o coś zahaczyć. 

Przeszłam na siedzący tryb pracy i straciłam umiejętność chodzenia. Bolą mnie stopy, kostki, kolana, dyszę na schodach, mój kręgosłup boli jakby mnie ktoś napieprzał kijem basebolowym a ja tylko leżałam na brzuchu czytając Rockiemu bajkę przez pół godziny. I tak mnie wygięło, że nie mogę się wyprostować. Broń boże podnieść coś z ziemi. Broń boże wstać w nocy i nie mieć miękkich kapci kiedy muszę do kibla, będę szła na czworaka albo się zsikam w łóżko.

Nan serdecznie dość czucia się jak połamana 70 latka w wieku 30 lat. Mam dość swojego ciała w tej wersji. Chcę żyć. Chcę mieć siłę dla dzieci. Chcę pływać, biegać, tańczyć, skakać, chodzić na ścianki wspinaczkowe. Chcę mieć siłę na seks. Chcę nie wstydzić się swojego ciała. Chcę pofarbować włosy na niebiesko i nosić gotyckie ciuchy.

Nie chcę znowu przechodzić przez efekt jojo.

Chcę dojść do 75kg.

Muszę. Albo umrę. I to dosłownie. W tej wersji prędzej niż później trafi mnie cukrzyca, choroby serca, rozwalę sobie doszczętnie nogi albo kręgosłup.

I będę tu to opisywać.

Kto ma ochotę niech czyta.

I udowodnię sobie i innym, że to cholerstwo może być chorobą, ale tylko w głowie siedzi lekarstwo.

jest 31 grudnia 2022. Mam 365 dni na 46 kg.

3....2....

 

...1.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz