Wpis 2023-01-07, 23:05
07 stycznia 2023, 23:05
Jest coś takiego jak terapia pisaniem. Wg różnych ludzi pisanie bloga również należy do takiej terapii. Można pisać ekspresyjnie, albo kombinować jak dotrzeć do ludzi. Ja tego bloga nie piszę dla ludzi, piszę dla siebie. Taki rodzaj dziennika, ale że nie chce mi się pisać ręcznie – robię to tu.
Może kiedyś, jak już będę piękna, chuda i zdrowa (niekoniecznie w tej kolejności) to wrócę do tych wpisów i przeczytam sobie jak było ciężko i do dupy. Jak paliłam..wędziłam 20 fajków dziennie, jak nie mogłam rano chodzić, jak bolały mnie stopy, plecy i kolana, jak już 2 miesiące mija bez seksu, jak nie mogę się w nic wcisnąć, jak wyglądam jako 31jeszczelatka:ludzik Michelina.
Na razie myślę o sobie w ty wydaniu, o tym, jak będę ćwiczyć, biegać, spędzać czas wolny na świeżym powietrzy, z S. i dzieciakami, jak będę mogła chodzić z nim na imprezy, może kiedyś naukę tańca, może nauczę się kalisteniki i będę w stanie nie tylko podciągać się na drążku, ale też przejść najtrudniejszą trasę w Gibonie, jak będę jeździć na łyżwach i rolkach. I dociera do mnie jedno. Od tej wersji może dzielić mnie rok albo 5 lat, albo 10 lat, a może całe życie będę żyła marzeniami, jak to będzie, jak już będę szczupła. I wiem, że gdybym za którymś z pierwszych razów doszła do tego etapu w życiu, miałabym spokojnie już 10 lat normalnego życia, może ułożyłoby się inaczej? Ode mnie zależy, ile to będzie trwało i czy w ogóle dojdzie do skutku.
Gdyby nie odpuściła ćwiczeń wtedy, kiedy Robi miał niecały rok, od 6 lat żyłabym jak zawsze chciałam. Mimo to zawsze się gdzieś potykałam, na starcie albo tuż przed metą. Nie chcę się już więcej potykać, bo jestem coraz starsza. Jeśli zjadę teraz, jako 32 latka będę mogła zacząć normalne życie. Jeśli mi się nie uda, możliwe, że do usranej śmierci będę płacić bólem wszystkiego, chorobami i deprechą za chwilowe skłonności do mega obżarstwa. Płakać za to „jedno ciasteczko”” a potem „drugie ciasteczko”, a potem całą michę ciastek, czekoladę, bombonierkę tofiffee, dwie paczki chipsów, zgrzewkę coca-coli, karton czekoladowych ciasteczek, paletę szarlotki, ciężarówkę napoleonki, milion bajaderek dwa kontenery ciuchów które kupiłam na „jak już schudnę”. Będę zawsze dla opisu przedstawiana jako „taka wysoka, gruba...” i nie będzie miało dla mnie znaczenia, jakie dalej padną przymiotniki, bo to będzie moja cholerna cecha charakterystyczna forever. FUCK!
Dorota zrobiła dziś z dziećmi ciasteczka. A ja się smażę. Smażę, piekę, czuję, jak skwierczę, jak ścina mi się białko, jak oczy wychodzą z orbit a żołądek ciągnie w stronę pachnącej ciastkami kuchni, jak ręce same się wyciągają do miski, a głowa odwraca się żeby przez ramię sprawdzić, czy S nie patrzy.
A co jest w tym wszystkim najgłupsze?
Moje :”Mamo, a może zrobilibyście z dziećmi ciasteczka?” żeby spędzili razem fajnie czas.
I skoro to moja wina, to dołożę nad sobą przykrywkę, żeby się równo usmażyć.
Fitz and the Tantrums – The walker
Albo będę silna. Albo wykrzyczę swoją głupotę w kosmos i będę starać się dalej, żeby w przyszłości nie być głupia. Będę przechodzić przez kuchnię pełną ciastek i kopać się w goleń, gryźć wnętrze policzka, wykręcać palce, wydrapię sobie oczy i wyrwę wszystkie włosy, ale KURWA nie tknę tego.
Pomyślę o tym, że za rok, jak dobrze pójdzie, ogarnę się. Zjadę do dwucyfrowej wagi i dalej, przez pola i lasy, przez swoje lenistwo i głupotę, w górę, w górę aż na szczyt, i mocno się tam zaprę rękami i nogami żeby nie spaść w dół. Przywiążę się setką lin jak jebany Guliwer w krainie liliputów.
Dzisiaj były ćwiczenia siłowe: pół-pompki na linach, wyciskanie sztangi biodrami, podnoszenie hantli nad głowę, arnoldki i wykroki. Całkiem nieźle, aż mi nogi drżały z rękami na spółę. A potem pół godziny na rowerze. Z jedzenia: omlet z truskawkami, mus jabłkowo-gruszkowy, sałatka z kurczakiem, kurczak gotowany z ziemniakami i surówką, jedno jabłko, jedno ciastko i 10 orzechów nerkowca.
Może to w spaniu jest problem? Może powinnam się wysypiać? Może to ruszy wagę z tych cholernych 122 kg, skoro dieta i cwiczenia nie dają rady? Moze ta waga jest z księżyca, albo Seba ma rację i mięśnie się nawadniają.
Ruszy.
Musi ruszyć.
A jak ruszy, moja w tym głowa, żeby szło naprzód.
Dodaj komentarz